- Koralina?
Brzmiało to zupełnie jak głos jej matki. Koralina weszła do kuchni, z której dobiegał. Stała w niej kobieta, zwrócona do niej plecami. Przypominała nieco matkę Koraliny, tyle że...
Tyle że skórę miała białą jak papier.
Tyle że była wyższa i chudsza.
Tyle że palce miała za długie i cały czas nimi poruszała, a jej ciemnoczerwone paznokcie były ostre i zakrzywione.
- Koralina? - powtórzyła kobieta. - To ty?
A potem się odwróciła. Zamiast oczu miała wielkie czarne guziki.
N. Gaiman, Koralina, przeł. P. Braiter, Wydawnictwo Mag, Warszawa 2009, s. 35.
Nigdy nie wychodzi mi robienie przypisów.
Po prostu brak mi słów, żeby wyrazić mój koralinowo-gaimanowy zachwyt!
OdpowiedzUsuń