A więc po prostu powklejam zdjęcia, zanim napiszę coś, czego będą żałować, a na pewno coś, czego nikt nie ma ochoty czytać, bo powody do marudzenia ostatnio magicznie się mnożą.
Kolor Catty to ciemny fiolet. Nie chciałam ciąć jej włosów tak krótko, ale tak jakoś wyszło :/ Miałam już jedną fioletową Catty, ale wtedy nie mogłam znaleźć odpowiedniego koloru. Próbowałam zrobić im zdjęcie obok siebie, ale wyszło ohydnie. Tutaj jest poprzednia Catty na flickerze.
Nowy fiolet jest naprawdę śliczny, intensywny i może trochę zbyt sztuczny-żarówiasty, ale właśnie taki był mi potrzebny. Bałam się że zielony cień na powiekach lalki będzie się z nim gryzł, ale w rzeczywistości daje ładny kontrast. Wolałabym, żeby miała fioletowe oczy i brwi, ale oryginalny różowy jest trochę na granicy, więc w zestawieniu z włosami udaje fiolet całkiem nieźle.
Udało mi się też w końcu skończyć Catrine. Kupiłam ją z myślą o srebrnych włosach, ale kolor który przyszedł był zbyt podobny do jej oryginalnych włosów. Po wahaniu między blondem, różowym blondem a właśnie tym nieszczęsnym prawiefioletem, zdecydowałam że najlepiej złożyć jeszcze jedno zamówienie, tak więc Catrine ma na sobie średni szary. Miałam w planach zmianę koloru makijażu, ale pod koniec miałam jej tak dość, że dałam spokój. Straciłam na nią zbyt wiele czasu i chciałam wreszcie zająć się czymś innym. Wolałabym ją bez grzywki, ale ze względu na przebarwienie od kleju, jej czoło musiało być zakryte.
A ponieważ kolor okazał się być bardzo ładny powstała kolejna..
To okrutne, że Catrine wygląda na zdjęciach przyzwoicie, a szara kotka jak maszkaron, kiedy w rzeczywistości jest odwrotnie. (Obie powinny być ładne, przecież to ten sam mold.) Tym razem dla kontrastu dałam jej krótsze włosy, niż przy poprzednich rerootach tego modelu.
W najbliższych planach mam Howleen (chciałabym rudą, mimo że oryginalna miała taki kolor włosów) i Cleolei. Cleolei ma śliczny mold i karnację w kolorze smażonych parówek, więc myślałam o niebieskich włosach, żeby trochę ją stonować. Naprawdę nie powinnam była marudzić na początku, ale próbuję sobie udowodnić, że mimo wszystko dalej jestem w stanie zrobić coś kreatywnego. Za miesiąc pewnie o tym zapomnę i przy kolejnej fali nienawiści do świata przeglądając blog dojdę do wniosku, że wtedy na pewno było miło, więc lepiej przeczekać pod kocem, zamiast brać się za cokolwiek kiedykolwiek.